Mieczysław Sobol urodził się w Warszawie, ale całe swoje życie związał z Tarnowem i regionem tarnowskim. Był głównym geodetą województwa tarnowskiego, inicjatorem utworzenia na tym terenie mapy zasadniczej oraz wydania atlasu województwa, a także założycielem Zespołu Uzgadniania Dokumentacji Projektowej. Od ponad pół wieku wydaje opinie jako biegły sądowy z zakresu geodezji. Jest też entuzjastą dawnych map, odnalazł m.in. najstarszy znany obraz kartograficzny rejonu tarnowskiego z 1678 r. oraz plan Tarnowa z roku 1796.
ANNA WARDZIAK: Od wielu lat mieszka pan w Tarnowie, ale z pochodzenia jest warszawianinem. MIECZYSŁAW SOBOL: Urodziłem się w 1934 r. w Warszawie w rodzinie oficera Wojska Polskiego. Jednak wychowywała mnie matka, gdyż od wybuchu wojny w 1939 r. do 1968 r., kiedy z ojcem spotkałem się ponownie, miałem z nim kontakt jedynie listowny. Ojciec w 1939 r. dostał przydział do Armii „Poznań”. Po agresji sowieckiej w ostatniej chwili przekroczył granicę z Rumunią i dołączył do formowanej we Francji polskiej armii, z którą walczył na wielu frontach. Był lotnikiem, szefem uzbrojenia dywizjonów 300, 301 i 302. Uczestniczył w bitwie powietrznej o Anglię. Kończył wojnę w dowództwie polskiego lotnictwa w Anglii i w tym kraju pozostał. Nie zdecydował się wrócić do komunistycznej Polski, bo przewidywał, co może go tu czekać. W tamtych czasach oznaczałoby to dla niego więzienie, tortury, a nawet wyrok śmierci. Podwładny ojca wrócił do Polski, początkowo Marian Spychalski [działacz komunistyczny, w latach 1945-49 wiceminister obrony narodowej i jednocześnie zastępca naczelnego dowódcy Wojska Polskiego ds. polityczno-wychowawczych – red.] mianował go dowódcą jednostki lotniczej, a nawet przydzielono mu mieszkanie w Warszawie. Równocześnie jednak Urząd Bezpieczeństwa wytoczył mu sprawę o szpiegostwo, dostał karę śmierci i wyrok wykonano. Zaraz po tej historii ostrzegaliśmy ojca w listach, żeby nie wracał. Ale po odwilży w 1956 r. pisaliśmy, żeby wrócił. On jednak w swoich listach tego tematu nie podejmował, bo myślał, że to UB każe nam tak pisać.
Jak pan wspomina spotkanie z ojcem po 30 latach korespondowania?W 1968 roku ojciec zaprosił mnie na miesiąc do siebie do Nottingham. Zawiózł mnie wówczas do sąsiedniej miejscowości Newark na cmentarz, z którego spora część jest wydzielona dla żołnierzy z polskich oddziałów, którzy zginęli podczas II wojny. Były tam też groby gen. Władysława Sikorskiego oraz prezydenta Władysława Raczkiewicza. Jak wiemy, w 1993 r. szczątki generała zostały przeniesione na Wawel. Namawiałem ojca do powrotu, ale powiedział, że musi uskładać trochę pieniędzy, bo ma małą emeryturę. Ona była mała na brytyjskie warunki, ale gdyby wrócił do Polski, to byłoby dużo. Ostatecznie jednak nic z tych planów nie wyszło, bo ojciec nagle zmarł...
Pełna treść rozmowy w kwietniowym wydaniu miesięcznika GEODETA